Android: aplikacje dla zielonego robota, przegląd #10-12/2017

714 0
Tym razem aplikacje narzędziowe wraz z tymi multimedialnymi podzieliły się niniejszym zestawieniem. Są więc zarówno polski program do modyfikacji ikon, efektowny timer czy bardzo szybka wyszukiwarka aplikacji, ale i nie zabrakło świetnych odtwarzaczy muzyki. Być może uda nam się nawet zachęcić Was, drodzy Czytelnicy, do sięgnięcia po testowe wersje aplikacji, które oficjalnie nie są jeszcze dostępne w Google Play – na pewno warto!

 

Adapticons

Tytułowa aplikacja może być bardzo przydatnym narzędziem dla osób, które oczekują od ikon aplikacji spójności. Program umożliwia bowiem dopasowanie ikony do wybranego kształtu, który dodatkowo może być niezależnie przypisywany do różnych skrótów (a nie do wszystkich równocześnie). Ponadto program jest rodzimego pochodzenia, a jego autorem jest Damian Piwowarski, który w swoim portfolio ma też popularny program Navbar Apps, dodający skróty do dolnego paska nawigacyjnego Androida, więc tym bardziej warto wypróbować.

Na głównym ekranie przewijają się przykłady ikon ujednoliconych dzięki Adapticons. Te mogą przybierać różne kształty – okrągłe, prostokątne, sześciokątne, a nawet przybrać formę puzzli. W pierwszej kolejności należy więc wskazać wybrany program, a następnie – żądany kształt. Efektem pracy programu będzie początkowo nieco pomniejszona standardowa ikona na tle kształtu, którego barwa będzie zależeć od najmocniej zaakcentowanego koloru samej ikony. A przynajmniej tak jest w domyślnych ustawieniach, bo sam rozmiar bazowej ikony można powiększyć do rozmiaru otoczki, co da już całkiem rozsądny efekt. Dodamy także charakterystyczny cień albo przekształcimy skalę barw na odcienie szarości. Później taką ikonę można wstawić bezpośrednio na ekran główny lub wyeksportować jako grafikę PNG, a nawet pakiet ikon do launcherów wspierających motywy skrótów (np. Nova Launcher).

Niestety, w bezpłatnej wersji możemy edytować tylko pojedyncze skróty, ale „za cenę małej kawy” – jak wskazuje autor – można wesprzeć projekt datkiem 4 zł i korzystać z pełnych możliwości (m.in. z dodatkowych motywów).

App Search Plus

App Search Plus to bardzo drobne narzędzie, ale jakże pożyteczne w swej prostocie. Pozwala bowiem w szybki sposób uzyskać dostęp do dowolnej aplikacji poprzez wpisanie jej nazwy. Owszem, podobne rozwiązanie oferuje systemowa wyszukiwarka, ale jest bardziej „ociężała” i dostarcza informacji, których użytkownik nie oczekuje, gdy faktycznie szuka zainstalowanego programu (wyniki z Google, podpowiedzi wyszukiwania itp.). A tu? Tutaj dostajemy czystą wyszukiwarkę, bez zbędnych dodatków.

Po kliknięciu w ikonę pojawi się wyskakujące, prostokątne okienko, które czeka na rozpoczęcie wpisywania nazwy aplikacji. Już po jednej literze zostanie wskazana propozycja, a ponadto nie musi to być pierwsza litera – program przedstawi aplikacje, których nazwy zawierają wpisany ciąg znaków. I robi to naprawdę błyskawicznie. Później wystarczy tylko kliknąć w daną pozycję, by ją uruchomić i zapisać w historii wyszukiwania. Dzięki temu, po ponownym uruchomieniu App Search Plus w górnej części listy będą widnieć ostatnio wyszukane apki (w razie potrzeby można wyłączyć tę funkcję w ustawieniach).

App Search Plus to zatem niezwykle proste narzędzie, które nie oferuje w zasadzie nic ponadto, co zostało wyżej opisane. Szkoda, że producent nie pokusił się o widżet, z którego uzyskalibyśmy szybki dostęp do wyszukiwarki z dowolnego miejsca w systemie – trzeba operować na skrócie, który powinien być zawsze pod ręką – producent zaleca przypisanie skrótu do akcji długiego przytrzymania klawisza Home, ale można też skorzystać z alternatywnych metod (np. za pomocą widżetu z szybkimi skrótami wysuwanymi z krawędzi ekranu).

Float Tube

YouTube Google’a oferuje możliwość pomniejszenia odtwarzanego filmu i ulokowania go w dolnym, prawym rogu ekranu, ale nadal musimy operować po samej aplikacji. Może to być więc przydatne, ale tylko gdy buszujemy po tej bibliotece mediów, bo już po wyjściu z programu odtwarzanie zostanie zatrzymane. Float Tube to jedno z tych rozwiązań, które ma znieść to ograniczenie.

Główny ekran aplikacji przypomina nieco starsze wersje dedykowanej aplikacji YouTube – podział na stronę główną, „top” i profil, a wszystko na obowiązkowym czerwonym tle. W porządku, mamy pewnie pamiętać, że program obsługuje filmy na YouTube, ale ten schemat jest już mocno przestarzały i z niecierpliwością czekam na chociaż trochę inwencji twórczej designerów tego typu aplikacji.

Autorzy Float Tube skupili się jednak na nieco innym aspekcie, czyli na tytułowym odtwarzaniu materiałów w tle. I już nawet po kliknięciu w dowolny film nie zobaczymy jego szczegółów czy komentarzy, a od razu trafimy na pływający prostokąt z odtwarzanym wideo. Teraz możemy spokojnie wrócić na pulpit i kontynuować buszowanie po Sieci albo czatowanie ze znajomymi. Sam film może być odtwarzany w trojakiej formie. Najpierw zobaczymy właśnie niewielki prostokąt, ale możemy go rozszerzyć do granic ekranu, a później przesuwać góra–dół. Co ciekawe, możemy też całkowicie schować odtwarzany materiał, skupiając się wyłącznie na muzyce, a o ciągłej pracy programu będzie nam przypominała tylko pływająca ikonka. Do materiału możemy też w każdej chwili wrócić, klikając właśnie w tę ikonę. Niestety, nie ma co liczyć na odtwarzanie przy wygaszonym ekranie, co wynika z restrykcyjnej polityki Google.

Hurry

Hurry to licznik, ale nie byle jaki, bo to – parafrazując znaną reklamę – prawdopodobnie najładniejszy timer, jaki możemy znaleźć w Google Play. Naprawdę.

Program na wstępie wyświetli jedynie animowany plus, który ma zachęcić do wprowadzenia pierwszego wydarzenia, bo to właśnie wydarzenia typu koncerty i inne imprezy stanowią główny cel odmierzania czasu – w końcu może być trudno się na nie doczekać. Okazuje się jednak, że autorzy zgrabnie zebrali też inne popularne typy zdarzeń – wakacje, urodziny, spotkania, egzaminy, a nawet subskrypcje (nad tymi ostatnimi chyba szczególnie trudno zapanować w świecie cyfrowych abonamentów…).

Oczywiście, jeśli lista jest zbyt skromna, zawsze możemy wybrać „Inne”, a i tak będziemy rozpoznawać wydarzenie po nazwie. Rzecz jasna, trzeba też wskazać termin i – opcjonalnie – miejsce. Można też dodać zdjęcie, które będzie tłem wydarzenia, ale zabarwionym kolorowym gradientem. Hurry oferuje również widżety w różnych rozmiarach i układach, aby na bieżąco śledzić czas pozostały do terminu wydarzenia.

Program nie tylko przypomina, ale też „uczy i bawi”, bo po wejściu w szczegóły zaplanowanego zdarzenia możemy rozegrać jedną z losowo wybranych minigier. Obecnie mój timer odmierza 1 dzień i 8 godzin, a poniżej pojawia się pytanie: „to czas wystarczający na minięcie 100 000 czy 30 000 s?” albo: „w tym czasie można ugotować na miękko 6 000 czy 387 jaj?”. Z kolei inny, bardziej odległy timer zadaje mi pytanie, ile krowa zdąży wyprodukować butelek mleka. Niby nic szczególnego, ale takie dodatki nadają charakter aplikacji.

Ottipo

Ottipo to program do nakładania różnego rodzaju naklejek, ramek i innych filtrów na zdjęcia zapisane w pamięci urządzenia. Unikatową cechą tego rozwiązania jest automatyczne sugerowanie naklejek na podstawie wgranego zdjęcia.


Ottipo oferuje ogromną kolekcję różnych dodatków, więc nie powinno dziwić, że zostały one pogrupowane w kategorie tematyczne ułatwiające nawigację. To właśnie je zobaczymy po pierwszym uruchomieniu aplikacji. W górnej części listy znajdziemy naklejki dla zdjęć przyjaciół, niżej – zwierząt, a jeszcze niżej dla obrazów z kwiatami, jedzeniem, imprezami, gadżetami itp. Oczywiście, jest też duży wybór uśmieszków, a do zdjęć osób możemy doprawić brody, wąsy i wiele, wiele innych. Uff, nie sposób zliczyć wszystkich możliwych opcji, a nawet producent ma chyba z tym problem, bo nie podaje konkretnej liczby dostępnych dodatków.

Jest też opcja Ottipan, gdzie na bazie edytowanego zdjęcia zostaną zasugerowane najodpowiedniejsze naklejki. I tak dla obrazu morza pojawiła się propozycja „Hello summer”, słońce i różne zwierzątka… Funkcja ciekawa, ale propozycje bywają nietrafione. Warto jeszcze wspomnieć, że zarówno rozmiar, położenie, jak i obrót naklejki można swobodnie edytować.

Poza naklejkami są jeszcze ramki – zarówno bardziej, jak i mniej rzucające się w oczy. Możemy chociażby nałożyć krople deszczu, różne kształty, a nie zabrakło nawet ramki z dolarów… Przed ostatecznym zapisem warto jeszcze nałożyć efekty, które przypominają trochę te z Instagramu, albo dodać własny napis.

TestingCatalog

Dwa kolejne programy z tego zestawienia zostały odkryte właśnie dzięki tytułowej aplikacji. Pozwala ona szybko dostać się do aplikacji, które obecnie występują tylko w rozwojowych wersjach – żeby je pobrać, trzeba zwykle tylko potwierdzić udział w testach na stronie Google Play, co zapewni późniejszy dostęp do programów w sklepie. Niech dwa kolejne przykłady dadzą dowód na to, że naprawdę warto tam zajrzeć, ale na ten moment skupmy się na samym „katalogu testowym”.

Katalog nie zawiera żadnych specjalnych widoków ani filtrów – jest tylko prostą, przewijaną pionowo, listą aplikacji znajdujących się w fazie rozwojowej. Nie spodziewajmy się tu jednak drugiego sklepu Play z mnóstwem informacji i zrzutami ekranów – otrzymamy tylko opis tekstowy, który zależnie od przypadku, może być bardziej lub mniej szczegółowy.

Aby dołączyć do testów wybranej aplikacji, należy sięgnąć po dwa przyciski umieszczone na samym końcu opisowej charakterystyki. Pierwszy, „Opt-in”, przeniesie nas do strony Google Play, na której możemy potwierdzić chęć udziału w testach. Strona automatycznie zostanie przeładowana i zaproponuje pobranie programu z Google Play. Przycisk „Join” pozwala natomiast na dołączenie do społeczności Google+ zgromadzonej wobec tej konkretnej aplikacji.

Retro Music Player

Retro Music Player to pierwsza z dwóch aplikacji w fazie beta w niniejszym zestawieniu. Przy projektowaniu interfejsu autorzy pokusili się o stworzenie swoistego połączenia stylistyki Material Design z tą dostępną w systemie iOS. I trzeba przyznać, że wyszło im to całkiem nieźle, bo program prezentuje się bardzo dobrze, ale raczej daleko mu przez to do „Retro” (co sugeruje nazwa aplikacji).

Program oferuje standardową funkcję odtwarzania na pełnym ekranie, w postaci dolnego paska w aplikacji, lub w formie całkowicie zminimalizowanej w tle (ze sterowaniem z poziomu panelu powiadomień). Z poziomu głównego ekranu odtwarzania możemy szybko przeskoczyć do całego albumu lub artysty, sprawdzić szczegóły pliku lub ustawić go jako dzwonek. Całość biblioteki też można przeglądać do poziomu albumu lub artysty, ale istnieje także pełna lista empetrójek, zapisanych w urządzeniu, oraz ich playlist.

W ustawieniach aplikacji zmienimy motyw z jasnego na ciemny lub prawie czarny, a ponadto możemy włączyć „kolorowanie” paska nawigacyjnego, a nawet całego tła – uzależnione od okładki aktualnie odtwarzanego utworu. Okładka albumu może być finezyjnie rozmazana. Program pozwala również na obniżenie głośności odtwarzania, gdy wykryje notyfikację. Sporo funkcji personalizacji, przyjemny design, ale nadal pytam: „gdzie to retro?”

Autobeat Player

Listę aplikacji zamyka prawdziwa wisienka na torcie, wobec której nie można przejść obojętnie. Autobeat pozwala na odtwarzanie nie tylko plików zapisanych w pamięci urządzenia, ale dodatkowo poszerzy nasze horyzonty, proponując utwory powiązane gatunkowo. Podczas pracy synchronizuje się z YouTube i SoundCloud, ale nie tylko.

Autorzy tytułowej aplikacji postawili na stonowany interfejs w jasnej kolorystyce. Użytkownik może odtwarzać pliki zapisane w pamięci urządzenia, ale też korzystać z materiałów na YouTube i SoundCloud, by posłuchać nowych „odkryć”. Program może też działać w tle, a podczas odtwarzania teledysku wyświetli pływające okno.

Autobeat to jednak nie tylko aplikacja dla telefonu – jeśli zdecydujemy się zainstalować też dedykowany program na komputerze i powiążemy oba urządzenia, to uzyskamy dostęp do zgromadzonych na nich plikach – na komputerze będziemy mogli odtworzyć empetrójkę, która fizycznie znajduje się w pamięci smartfonu, a i na odwrót – na słuchawce włączymy pliki z komputera. Całość działa bez zarzutu, a dane są przesyłane błyskawicznie. Ponadto z poziomu komputera będziemy mogli też zarządzać plikami zgromadzonymi na połączonym urządzeniu.

Autobeat nie jest jeszcze oficjalnie dostępny w Google Play, ale każdy może zostać betatesterem.

Helix

Firma Ketchapp jest znana z popularnych minigier: Stack, Hop, 2048, Amazing Ninja i wiele, wiele innych. Nie będzie raczej na wyrost stwierdzenie, że to najlepszy producent tego typu gier, bo niemal każda jest wysoko notowana i pobierana tysiące razy. Teraz zobaczymy kolejną propozycję studia – Helix.

W tytułowej grze sterujemy kulką, która stacza się po spirali wypełnionej przeszkodami. Choć słowo „sterujemy” jest tutaj trochę na wyrost, bo pojedynczymi kliknięciami mówimy jedynie kulce, kiedy ma podskoczyć, a za każdą pokonaną przeszkodę zdobywamy punkty. Ale żeby nie było zbyt łatwo, na trasie naszej kulki co rusz pojawiają się przeszkody i utrudnienia – a to przerwa na trasie, a to wyrzutnia, nie jesteśmy nawet odporni na drobne, trójkątne podjazdy – wszystko trzeba przeskoczyć, a częstotliwość klikania po ekranie z każdą sekundą rośnie. Nie ma też co liczyć na ułatwienia, gdy po raz kolejny zaczniemy od początku (a zdarzać się to będzie nierzadko), bo nawet wtedy będą pojawiać się kolejne – nieznane jeszcze – przeszkody.

Nie jest to wybitna rozrywka, ale całość składa się na naprawdę przyjemną grę, która bez trudu pochłonie przynajmniej kilkanaście minut – w końcu trudno sobie odmówić odkrywania kolejnych niespodzianek, jakie podłożyli autorzy na spiralnej trasie naszej kulki.

Mini Guns

Recenzji tej gry nie było łatwo napisać, a to dlatego że jest zbyt wciągająca, żeby się od niej oderwać. W końcu nie codziennie można stanąć na czele wojskowego oddziału, w którym to od nas będzie zależeć, kiedy do walki mają ruszyć czołgi, a kiedy śmigłowce czy operatorzy bazook…

Grafika jest utrzymana w nieco bajkowej atmosferze, co niewątpliwie dodaje jej uroku. Na początku musimy przejść krótki poradnik pokazujący możliwości rozgrywki i sposób poruszania się po menu. I już podczas nauki ruszymy do walki z naszym wirtualnym przeciwnikiem. Nie jest trudno, bo wystarczy wysłać swoje jednostki na podbój bazy, która na tym etapie nie jest jeszcze zbyt dobrze broniona. Dalej jest już trudniej, bo otrzymujemy więcej wojska i nowe technologie, a zatem i więcej siły rażenia, na którą też już przeciwnik zaczyna odpowiadać. Prawdziwa gra zaczyna się jednak dopiero po zakończeniu poradnika, bo o to w miejsce wirtualnego przeciwnika staje już ten całkiem realny, bo cała bitwa toczy się online! Musimy więc zacząć trenować drużynę i zdobywać nowe jednostki, by stawać do walki z coraz trudniejszymi przeciwnikami.

Można by było z całą pewnością postawić Mini Guns wśród najlepszych gier tego gatunku, ale najpierw trzeba… przekalkulować swoje możliwości finansowe. Sęk w tym, że złoto (przyspieszające proces rozwoju) jest dość kosztowne, a górna granica zamyka się w kwocie prawie 900 zł (sic!). Nie oznacza to jednak, że nie możemy pobawić się w gry wojenne za darmo – możemy i na pewno będzie to dobrze spędzony czas.

Jacek Wolan

Related Post

Leave a comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *