To miało być największe wydarzenie na Giełdzie Papierów Wartościowych i na rynku telekomunikacyjnym od lat. Zabrakło jednak przysłowiowej wisienki na torcie. Tyle, że brak tej wisienki sprawił, że tort smakował tak, że niesmak pozostał.
Play Communications SA stał się 485 spółką notowaną na GPW. W ofercie publicznej firma zaoferowała 121,6 mln akcji, które stanowią ok. 48% akcjonariatu. To największa prywatna oferta publiczna, a licząc od 2011 r. największa w ogóle (większe były przy okazji prywatyzacji państwowych molochów poprzez giełdę) i największa w przypadku mobilnego telekomu. Jej wartość wyniosła 4,4 mld zł.
Problemy zaczęły się jednak już w trakcie budowy księgi popytu. Inwestor wycenił wartość jednej akcji na 34-44 zł, ale liczył na ten najwyższy poziom. Marzenia przerosły rzeczywistość i ostatecznie stanęło na 36 zł – głównie w wyniku chłodnego podejścia inwestorów instytucjonalnych, którzy cenę 44 zł uznawali za wysoką. Ostatecznie drobni inwestorzy uwierzyli w Play i redukcje w deklarowanych ofertach kupna były spore (63,2% dla tych, którzy złożyli zapisy między 4, a 7 lipca oraz 81,6% dla tych, którzy zapisali się między 8, a 12 lipca). To m.in. zdecydowało o sukcesie emisji.
Ostateczna weryfikacja przyszła dziś (27 lipca) punkt 9.00. Pomimo, że kursy akcji innych spółek od rana zazwyczaj świeciły na czerwono (co oznaczało spadek kursu) , większość osób obecnych na giełdzie była optymistami. Cena debiutu wyniosła 36 zł, czyli tyle, co cena emisyjna akcji. Między godziną 9, a 10 kurs raz delikatnie wzrastał, raz malał, ale ani razu nie przekroczył magicznej kwoty 37 zł (maksymalnie było to 36,34 zł). Ok. 11 cena akcji wynosiła 33,90 zł, czyli inwestorzy stracili.
Na chwilę obecną operator Play wart jest ok. 9-11 mld zł. Czy długo tak pozostanie, czy rzeczywistość zweryfikuje tę wycenę dowiemy już niebawem.
