Podziel się i zarabiaj. Car sharing bez tajemnic

632 0
Sharing economy to nowe pojęcie w Polsce, szerzej nieznane, które w przyszłości ma szansę się w naszym kraju rozwinąć, bo na razie widzimy jego powstające zalążki. Prawda? Nie, całkowity fałsz. Airbnb, Uber czy car sharing to podręcznikowe przykłady sharing economy, z których Polacy od dawna chętnie korzystają. To nie jest przyszłość, to teraźniejszość.

Wypożyczanie rowerów tylko przy użyciu aplikacji przestało już kogokolwiek zaskakiwać. W wielu miastach, jak grzyby po deszczu, wyrastały kolejne wypożyczalnie firmowane przez urzędy miast, a prowadzone przez prywatne firmy, które – wraz z rozbudową systemów ścieżek rowerowych – zachęcały do korzystania z tego środka lokomocji od wiosny do jesieni (najbardziej znane jest tu warszawskie Veturilo, ale w każdym mieście usługa nazywa się inaczej, operatorzy też są inni).

Wypożyczanie rowerów tylko przy użyciu aplikacji przestało już kogokolwiek zaskakiwać

Ceny za korzystanie z tego typu usług są symboliczne, a do pewnego momentu nawet korzystanie z tego typu usług jest bezpłatne, właśnie po to, żeby zachęcić do skorzystania z tego środka transportu. I trzeba przyznać, że pomimo sporych niedociągnięć usługa cieszy się sporym powodzeniem. We wspomnianym Veturilo w 2016 roku (tegoroczny sezon jeszcze trwa) rowery były wypożyczane 1 mln 866 tys. 423 razy, a do grona użytkowników dołączyło 70 tys. 771 osób. Łącznie od startu systemu w sierpniu 2012 roku miejskie jednoślady wynajmowano już 7 mln 919 tys. 556 razy, a w systemie jest już 445 tys. 495 użytkowników (dane na moment ich publikacji).

Co innego samochody. Te zawsze kojarzyły się z wypożyczalniami. Najpopularniejszy stereotyp to stanowiska firm wypożyczających auta na lotniskach albo w hotelach z najwyższej półki, a usługa jest ekskluzywna i droga. Korzystali z niej posiadacze naprawdę grubych portfeli, zagraniczni goście albo grupa ludzi wypożyczała samochód, robiąc zrzutkę, np. z okazji wieczoru kawalerskiego.

Ten stereotyp pomału odchodzi w przeszłość, pojawiło się bowiem pojęcie car sharing, od angielskiego słowa share [‘dzielić się’] i jest częścią szerszego pojęcia zwanego sharing economy (co w luźnym tłumaczeniu oznacza ekonomię współdzielenia). Tak trendy te zdefiniowali autorzy raportu pt. The Sharing Economy firmy PriceWaterhouseCoopers. Opracowanie to mówi o rynku dzielenia się różnego rodzaju dobrami, począwszy od wypożyczania, skończywszy na dotacjach i sponsoringu. Warto zwrócić uwagę na cytowaną w raporcie Kathryn Duryea, z firmy Rocksbox, zwolenniczkę ogólnopojętego współdzielenia się. – Nie chcę wiedzieć, kto przede mną był właścicielem ubrania, które obecnie noszę. Chcę tylko mieć pewność, że dbano o nie i jest czyste – przekonuje Kathryn Duryea. Wypisz, wymaluj postawa, pod którą mogą się podpisać wypożyczający auta na godziny albo nawet na minuty, bo i tak w Polsce określa się usługę car sharing. Zresztą nie tylko tak, jak się okazuje.

Uber dał przykład

Zarówno usługa wypożyczania aut na godziny przez aplikację w smartfonach, jak i ogólnie sharing economy nie wzięły się znikąd, choć nigdy dotąd nie były tak dokładnie klasyfikowane. Żeby daleko nie szukać, a pozostać przy tematyce przewozowej – pewnie każdy z nas zna serwis BlaBla Car czy konkurencyjne: Yanosik Autostop i Otodojazd. Oferują one możliwość kontaktowania z sobą, przez aplikację bądź stronę internetową, ludzi jadących w danym kierunku i posiadających wolne miejsca w samochodzie z tymi, którzy chcieliby się w tym samym kierunku wybrać, a nie mają własnego środka transportu. Zazwyczaj takie miejsce w samochodzie jest znacznie tańsze niż np. bilet na autobus albo pociąg. Obie strony były zadowolone – do paliwa, a czasem i do płatnej autostrady kierowca miał dopłatę, którą i tak musiałby ponieść, a pasażer dojeżdżał za mniejsze pieniądze do celu. Usługa ta nazywa się carpooling.

Na zbliżonej zasadzie działa – znienawidzony przez taksówkarzy – Uber. Usługa ta działa na zasadzie dzielenia się miejscem w samochodzie, z tą drobną różnicą, że to pasażer wskazuje cel podróży, a nie kierowca. Kolejną wypożyczalnią, czy jak kto woli współdzieleniem, są skutery w wersji, na które nie jest potrzebne prawo jazdy. Kwestia, kiedy będzie można wypożyczyć przez aplikację samochód, była tylko kwestią czasu. Jeszcze w ubiegłym roku kalendarzowym wydawało się, że usługa raczkuje, a sam pomysł to melodia przyszłości. Teraz można mówić o wysypie firm oferujących taką możliwość.

Jak to działa?

Zarówno usługodawcy, jak i usługobiorcy, a także badani przez PriceWaterhouseCoopers są w pełni zgodni w jednej kwestii – aby byli chętni na usługi typu samochód na godziny (minuty), jest potrzebne maksymalne uproszczenie procedury wypożyczenia i zwrotu pojazdu, a także sposobu płatności.

Jak to zatem działa? Przede wszystkim należy zainstalować aplikację stosownej firmy w swoim urządzeniu (zazwyczaj będzie to smartfon). Trzeba się także zarejestrować – to warunek konieczny. Na tym etapie firma wypożyczająca weryfikuje prawo jazdy potencjalnego użytkownika (niektóre wprost domagają się skanu dokumentu, inne mówią tylko o „weryfikacji”) oraz kartę płatniczą (numer konta), które będą potrzebne do płatności po zakończeniu usługi. Trzeba pamiętać, że płaci się nie tylko za godziny lub minuty wypożyczenia auta, ale także za każdy przejechany kilometr. Samochód można wypożyczyć nawet na 15 min, czyli tylko na szybki dojazd z punktu A do punktu B (nie w każdej firmie, ale są i takie możliwości).

Inni usługodawcy proponują wypożyczanie samochodów na dobę. Przy deklaracji, że na tyle się z samochodu skorzysta, koszt jest niższy, bo np. znika opłata godzinowa i płaci się tylko za przejechane kilometry. Zresztą mechanizmów pobierania opłaty jest tyle, ile głów myśli nad sposobami zachęcenia użytkowników do skorzystania z oferty – mnóstwo. Schemat to pojęcie, które w ogóle nie pasuje do tej branży.

Po przejściu tego etapu pozostaje zarezerwować auto. Pozostają one do dyspozycji w tzw. bazach, czyli miejscach, w których można je wziąć i po przejeździe należy odstawić. Im większe miasto, tym takich miejsc jest więcej. Zazwyczaj są to parkingi przy dużych centrach handlowych, dworcach kolejowych, lotniskach, a w Warszawie także przy popularnych stacjach metra. Auta stoją też w tzw. strefach, czyli np. na terenie centrum. Chcąc skorzystać z samochodu na minuty, należy wybrać bazę, choć niektóre firmy stosują inną strategię i użytkownik po udostępnieniu w aplikacji swojej lokalizacji widzi auta będące najbliższej w okolicy.

Następnie należy wybrać model auta (od tego zależy wysokość opłat). Po rozpoczęciu wypożyczenia należy podejść do wybranego pojazdu i zeskanować  umieszczony QR kod, co odblokowuje drzwi. Po zakończeniu jazdy należy w aplikacji to odnotować, żeby firma wypożyczająca nie naliczała dalej kosztów. Po zakończonej jeździe samochód zależy odstawić do bazy albo strefy i zamknąć z kluczykami w środku.

Auta na minuty to wygodna forma poruszania się po mieście, a przy tym bardziej opłacalna niż np. codzienna jazda taksówkami czy własnym samochodem

Użytkownik zazwyczaj nie musi przejmować się tankowaniem (w środku w schowku znajdzie karty paliwowe), jak i parkowaniem w płatnych strefach, bo to także przejmuje na siebie firma wypożyczająca. Tak przynajmniej deklarują właściciele aut. Uczulają oni także na to, żeby zostawić po sobie porządek w środku (jedna z podstawowych zasad współdzielenia, żeby zostawić po sobie pojazd w takim stanie, w jakim chcielibyśmy go zastać), a także, żeby nie zostawiać aut w miejscach, z których wyjazd przez innego kierowcę byłby utrudniony. Np. na parkingach strzeżonych albo przy centrach handlowych, gdzie parkingi są na noc zamykane.

Pozostaje tylko dokonanie płatności. Transakcje są bezgotówkowe i zabezpieczone. – Auta na minuty to wygodna forma poruszania się po mieście, a przy tym bardziej opłacalna niż np. codzienna jazda taksówkami czy własnym samochodem. Użytkownicy mogą komfortowo dotrzeć w dowolne miejsce, nie muszą czekać na autobus czy tramwaj, nie płacą za postój w stołecznej Strefie Płatnego Parkowania, a samochód mogą zostawić w dowolnym punkcie Śródmieścia lub wybranej bazie – mówi Paweł Błaszczak, prezes zarządu 4Mobility.

 

Można pożyczyć swoje auto

W Warszawie o palmę pierwszeństwa walczą firmy Traficar i Panek, depcze im po piętach 4Mobility, ale w istocie to firmy wypożyczające auta, tylko działające w nowej formule.

Zupełnie inny model współdzielenia wybrała firma DriveSurfing – polski startup, który pojęcie współdzielenia potraktował bardzo dosłownie. Otóż nie wypożycza się samochodów należących do jednej firmy, a do… ich użytkowników, którzy w ten sposób się dzielą swoją własnością (znowu wraca słowo klucz – share), oczywiście nie za darmo. A samo DriveSurfing to platforma, która łączy tych, co chcą skorzystać z samochodu z tymi, którzy wypożyczenie aut oferują (skojarzenie z Uberem nie musi być przypadkowe). Inna zasadnicza różnica w modelu biznesowym jest taka, że firmy wypożyczające siłą rzeczy są ograniczone do pewnego terytorium.

W Polsce cały czas panuje przekonanie, że żony, samochodu i szczoteczki do zębów się nie pożycza

W Polsce jest to zazwyczaj Warszawa, ale usługi są dostępne także w innych miastach (zależy od usługodawcy). W przypadku DriveSurfing takiego ograniczenia nie ma, co sprawia, że mieszkając w Polsce i planując urlop za granicą, można sobie już stąd zarezerwować samochód. Na ten moment firma działa w 9 krajach, w 13 miastach, a do dyspozycji pozostaje 80 aut.

Zasada działania DriveSurfing jest taka, że tu także trzeba zacząć od rejestracji na platformie. Później trzeba wybrać miejsce, w którym chce się auto wypożyczyć, zadeklarować, na jaki czas, i uiścić opłatę. Po przyjeździe na miejsce wystarczy się spotkać z osobą wypożyczającą (tzw. hostem) i w drogę.

Na zbliżonej zasadzie działa serwis Locomoto.pl, choć na tej platformie można wypożyczać auta z Polski. Jej twórcy najwyraźniej nie robią też problemów z tego, że swoje oferty zamieszczają na niej osoby zawodowo trudniące się przewozem osób (np. busami), które traktują ją jako dodatkowy kanał dotarcia do potencjalnego klienta. Bez problemu można znaleźć busik do wynajęcia – sam lub z kierowcą.

Czy w Polsce jest szansa, żeby taki model się przyjął? – W Polsce cały czas panuje przekonanie, że żony, samochodu i szczoteczki do zębów się nie pożycza. I wcale mnie to nie dziwi, bo w naszym kraju auto to cały czas dobro luksusowe, które jest dość drogim zakupem w porównaniu do siły nabywczej naszych pensji – uważa Bartosz Sułkowski, współzałożyciel DriveSurfing. Nie ukrywa, że w Warszawie do dyspozycji pozostają dwa samochody – jego samego i jego brata. Co innego za granicą. – Szczególną popularność nasza oferta zyskała w miejscach turystycznych, np. na Rodos czy Teneryfie. Tam mieszkańcy traktują to jako okazję do dodatkowego zarobku, podobnie jak wynajem pokoi czy kwater – dodaje Bartosz Sułkowski.

Skąd się wziął nagle taki boom na szeroko rozumiane dzielenie się czy car sharing? Zdaniem Bartosza Sułkowskiego nie jest to boom, ale element pewnej ewolucji, jej kolejny etap, który musiał prędzej czy później nastąpić. Wraz z popularyzacją smartfonów i różnego rodzaju aplikacji, połączonych z zapotrzebowaniem na takie, a nie inne usługi przyszedł czas na różne formy dzielenia się. – Tak naprawdę wielka w tym zasługa takich platform, jak Uber czy Airbnb, gdzie można zarezerwować dosłownie kanapę w czyimś domu – przekonuje Bartosz Sułkowski. To wszystko zaś sprawia, że jesteśmy obecnie świadkami kolejnej dużej zmiany w podejściu do całkiem sporego segmentu. Wypożyczanie aut już nigdy nie będzie takie samo jak dawniej. Albo – cytując slogan reklamowy jednej z firm – nigdy nie było takie proste.

 

 

 

Janusz M. Kamiński, szef PR i marketingu AutoMapy

Prywatnie korzystałem do tej pory z usług car sharing kilkakrotnie. Auta na godziny są rozsądną alternatywą nie tylko dla taksówek czy Ubera, ale również dla komunikacji miejskiej. Oczywiście wiele zależy od odległości, którą musimy pokonać, jednak gdy podróżujemy większą liczbą osób, atrakcyjność aut na godziny znacznie rośnie.

Usługa car sharing bardzo dobrze się sprawdza, gdy myślimy o jeździe w jedną stronę. Możemy wówczas bez stresu pozostawić auto po dojechaniu na miejsce. Niewątpliwą zaletą jest również brak opłat za postój w strefie płatnego parkowania, a dokładniej przeniesienie tego ciężaru na firmę wypożyczającą pojazd.

Jednak ważne, aby przed skorzystaniem z auta na godziny dokładnie przeczytać umowę, a szczególnie zakres odpowiedzialności w przypadku kolizji. Firmy świadczące te usługi mają w tym zakresie różną politykę i może się okazać, że powodując wypadek, będziemy zmuszeni pokryć część kosztów z własnych środków.

 

 

Ile to kosztuje?

 

Nazwa firmy Typ pojazdu Cena usługi*
Traficar Samochód Od 50 gr za min/80 gr za km/10 gr za każdy postój
4Mobility Samochód Od 55 gr za min/80 gr za km
Panek Samochód Od 50 gr za min/50 gr za km/10 gr za postój/1 zł opłata rejestracyjna
DriveSurfing Samochód Zależnie od kraju, od 35 euro za dzień
GoGet Samochód Od 40 gr za km/9 zł za godz. plus kaucja (zależna od klasy auta)
Locomoto Samochód Zależna od wypożyczającego
JedenŚlad Skuter 23 gr za 1 min/opłata weryfikacyjna 49 zł przy 60 min jazdy (można ją wycofać)
Blinkee Skuter Od 69 gr za 1 min

 

*Najniższa z cen w tabeli ofert, opłata zależna od marki i klasy pojazdu, a także deklarowanego czasu korzystania (opcjonalne)

 

 

 

Related Post

Leave a comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *