LG G7 ThinQ: polska premiera. Moje pierwsze wrażenia, szybka mikrorecenzja

626 0
Dziś odbyła się polska premiera LG G7 ThinQ, czyli najnowszego flagowca LG, wyposażonego w funkcje sterowane przez sztuczną inteligencję. Smartfon dostępny będzie w sklepach od 1 czerwca w dwóch wersjach kolorystycznych: czarnej New Aurora Black i granatowej New Moroccan Blue. Cena? Typowa dla wielu ostatnich flagowców, czyli 3499 zł. Jeżeli to dla kogoś drogo, warto przyjrzeć się ofertom operatorów.

Najciekawszą z ofert sieci komórkowych jest chyba ta w Play. Kupując LG G7 ThinQ u fioletowego operatora, klienci otrzymają  w komplecie 43-calowy telewizor LG 43UK6300 również z funkcją sztucznej inteligencji. Natomiast sieci Orange, Plus i T-Mobile będą kusić do zakupu G7 ThinQ 24-calowym monitorem LG 24MT49VF, który może pełnić dwie funkcje – monitora komputerowego i telewizora. Jakby tego mało, w ofertach marketów z elektroniką i sieciach sprzedaży w zestawie do G7 ThinQ dołączany będzie robocik BB 9E, którym można sterować za pomocą smartfonu oraz przy pomocy dołączonej opaski.

Oprócz specjalnych produktów promocyjnych LG oferuje również dodatkową roczną gwarancję na wyświetlacz, uprawniającą do jednorazowej naprawy nawet w przypadku mechanicznego uszkodzenia z winy użytkownika.

Aby skorzystać z tej promocji należy zarejestrować się na specjalnie przygotowanej stronie oraz przedstawić dowód zakupu. Strona uruchomiona będzie od 1 czerwca.

Ceny i pokusy już  znamy – ale czy warto postawić na najnowszy smartfon z Korei? Trudno od razu przesądzać, ale moje wrażenia są mieszane. W teorii wszystko zapowiada się zachwycająco. Sercem LG G7 ThinQ jest układ Snapdragon 845 w podstawowym wariancie wspierany przez 4 GB pamięci RAM i wyposażony w 64 GB pamięci UFS 2.1. Jest też wersja G7 ThinQ Plus z 6 GB i 128 GB. I tu w zasadzie nie ma się co rozwodzić, Snapdragon 845 to klasa sama w sobie, na pierwsze wrażenie wszystko działa bezbłędnie, szybko i bezawaryjnie. Ujawniona cena dotyczy wersji 4 GB, więc chyba tylko to mąci ten idealny obraz – gdyby dotyczyła wersji 6 GB / 128 GB byłoby naprawdę dobrze. Ale ja akurat wychodzę z założenia, że 4 GB w Androidzie to odpowiednia ilość, a trzymanie większej liczby aplikacji w pamięci wcale nie jest korzystne dla pracy całego urządzenia, choćby ze względu na obciążenie baterii.

Mocnym atutem LG G7 ThinQ jest ekran wykonany w technologii LCD Super Bright Display. Kolory są bardzo żywe, nasycone i pod tym względem smartfon niewiele ustępuje konkurencji z AMOLED-ami. Zdecydowany plus. Przekątna wynosi 6,1 cala, rozdzielczość to QHD+ (3129 x 1440), a proporcje 19,5:9 FullVision.

Tak jak w wielu nowych modelach, na górze znajdziemy wcięcie notch, które można oczywiście wyłączyć. Jedno się LG doskonale udało – mimo dość wysokiej przekątnej obudowa jest stosunkowo lekka (162 g) i ma relatywnie niewielkie wymiary (153,2 x 71,9 x 7,9 mm). To między innymi zasługa bardzo małych ramek. W porównaniu do np. Huawei P20 Pro, który też ma ekran o podobnych wymiarach, LG G7 ThinQ zaskakuje wygodą obsługi. P20 Pro jest przy nim jak cegła i na to właśnie bardzo narzekałem w recenzji flagowca Huawei – że wydłużenie ekranu przy tej przekątnej bardzo obniża ergonomię. W przypadku LG G7 ThinQ nie ma tego problemu – a więc jednak można!

LG G7 ThinQ doskonale leży w dłoni i można go wygodnie obsługiwać bez pomocy drugiej ręki. Zaletą w tym kontekście jest też czytnik linii papilarnych na tyle obudowy, a nie na dole, jak w P20, w którym powoduje to dodatkowe problemy, Brawa dla LG!

Jak podkreśla producent, jasność ekranu LG G7 ThinQ sięga rekordowego poziomu ponad 1000 nitów. Do tego wyświetlacz ma zaoferować stuprocentową gamę kolorów w standardzie DCI-P3.

 

I rzeczywiście – jasność jest fenomenalna. Przy czym nie działa to tak, że osiągamy ją po przesunięciu suwakiem maksymalnie w prawo ani po włączeniu automatycznej regulacji, lecz trzeba uaktywnić opcję superjasnego ekranu przełącznikiem po lewej stronie. Efekt wręcz poraża, naprawdę jasność ekranu staje się wtedy tak wysoka, że wszystkie inne smartfony na tym tle wyglądają jak ciemne,.smutne i ponure. P20 Pro (do 600 nitów) wyglądał mizernie, szkoda, że nie zrobiłem zdjęcia porównawczego. Więc kolejny plus dla LG.

LG G7 ThinQ z przodu i z tyłu zabezpieczony jest szkłem hartowanym Gorilla Glass 5. Jest odporny na pył i wodę, co potwierdza stopień ochrony na poziomie IP68. Do tego spełnia wymogi standardu MIL-STD 810G, co określa seria testów opracowanych przez siły zbrojne Stanów Zjednoczonych. Czyli podsumujmy – lekki, ergonomiczny, wygodnie leży w dłoni, ma doskonały ekran, jest wytrzymały na warunki zewnętrzne… Czegoś zabrakło? Chyba znów „tego czegoś”.

Do G7 ThinQ nie można się specjalnie przyczepić, smartfon wygląda przyzwoicie, jest wykonany z najlepszych materiałów z najwyższą starannością, ale też… jest dość nijaki. Z zaokrąglonych na brzegach smartfonów bezramkowców ze szkła niewiele można wycisnąć, tu design zawsze będzie trochę  powtarzalny, ale w niektórych smartfonach ta koncepcja sprawdza się lepiej – chociażby właśnie w P20 Pro (czyli iPhone X) czy np. Moto G6. Albo sięgając do portfolio LG – już nieco lepiej prezentuje się LG V30, który nie epatuje wymyślnym designem ale może spodobać się od pierwszego spojrzenia. G7 ThinQ wymagać będzie chyba nieco dłuższego wpatrywania się, by odnaleźć nutkę czegoś niebanalnego.

Jedną z zalet LG G7 ThinQ ma być wsparcie sztucznej inteligencji podczas fotografowania. Smartfon wyposażony jest w aparat przedni o rozdzielczości 8 MPix oraz dwa tylne o rozdzielczości 16 Mpix, w tym jeden z obiektywem szerokokątnym 107° o jasności f/1,9. Ten standardowy obiektyw ma parametry f/1,6 i 71°. Duża jasność tej pary aparatów pozwala na wykorzystanie trybu superjasnego, który ma pomóc na robienie wyraźnych zdjęć w nocy i w ciemnych pomieszczeniach. Tryb ten pozwala uzyskać czterokrotnie większą jasność.

Jednak największą zaletą aparatu jest tryb AI CAM, czyli właśnie aparat wspomagany sztuczną inteligencją. Jak to działa? Aparat, pomijając tradycyjny tryb manualny, ma bardzo mało ustawień, które wpływałyby na zmianę parametrów podczas fotografowania. To, co znajdzie się w obiektywie, jest analizowane i gdy urządzenie wykryje jakiś obiekt czy scenę, to przełączy aparat w stosowny tryb. Na przykład wykryje, że chcemy zrobić zdjęcie ładnej dziewczyny i przełączy się na tryb „portret”, a gdy przed aparatem znajdzie się papuga, to przełączy się na tryb „zwierzę”.

I tak dalej – tak to ma działać w teorii. Co do praktyki nie chcę się  wypowiadać, bo zbyt krótko miałem smartfon w reku, ale zauważyłem pewne ciekawostki. W trybie AI CAM aparat cały czas „analizuje” i „myśli”. Objawia się to tym, że podczas kadrowania w wizjerze pojawiają się informacje o wykrytych obiektach – napisy rozsiane są na ekranie tam, gdzie widnieje dany obiekt. Czyli na przykład: kalafior, szpinak, kostium kąpielowy, zbiornik wodny, grupa ludzi, modne, szynka, śnieg…

Niestety takie opisy pojawiają się mimo tego, że żaden w wymienionych obiektów nie pojawił się w wizjerze. Na przykład tym kalafiorem były w rzeczywistości rakietki od badmintona, a śniegiem dróżka wyłożona białymi kamykami. To oczywiście nie jest ostateczna analiza – te opisy przelatują błyskawicznie przez ekran po każdym ruchu obiektywu, tyle że… trudno powiedzieć, czy coś w ogóle z tego wynika. Robione jest zdjęcie i w zasadzie nie wiadomo, czy sztuczna inteligencja jakoś na nie wpłynęła.

Tryby typu „portret” czy „architektura” pojawiają się stanowczo za rzadko, jakby aparat nie do końca jednak sobie radził z interpretacją  otoczenia. A jest to dosyć istotne, bo od tego jest na przykład uzależnione, czy będziemy mogli skorzystać z efektu rozmycia tła – pojawia się ono w trybie portretowym, ale nie znalazłem przycisku, który pozwala je włączyć samodzielnie. Nie chcę jednak wyciągać zbyt daleko idących wniosków i wydawać tu ostatecznego sądu – jak wspomniałem, smartfon miałem w reku tylko przez czas trwania polskiej premiery.

Jak prezentują się zdjęcia wykonywane LG G7 ThinQ? Oceńcie sami w poniższej galerii.

Z LG G7 ThinQ wiąże się jeszcze jedna ciekawa sprawa – powiązanie z Asystentem Google i Google Lens. Chociaż obydwie usługi mają wkrótce w pełni działać w Polsce, to egzemplarze, które pojawiły się na premierze, nie oferowały pod tym względem zbyt wiele. Przede wszystkim LG G7 ThinQ ma dodatkowy klawisz, który wywołuje te funkcje (jedno wciśnięcie – Asystent, dwa – Lens), ale teraz działa to tylko tak, jak przytrzymanie klawisza home w innych Androidach – czyli wywołuje aplikację Google Now.

Google Lens wykorzystuje sztuczną inteligencję do rozpoznawania obiektów. W połączeniu z Asystentem Google i Zdjęciami Google będzie identyfikować zabytki, rośliny, zwierzęta, książki, a także rozpoznawać tekst. To z kolei pozwoli na zdobycie dodatkowych informacji na temat wykrytych obiektów i przedmiotów, można będzie na przykład odwiedzać strony internetowe, dodawać wizytówki do kontaktów i wydarzenia do kalendarza lub sprawdzać pozycje z menu restauracyjnych. To wszystko ma zapewnić Google Lens zintegrowane z G7 ThinQ i z zapowiedzi producenta wynika, że w dniu premiery smartfon będzie miał już tę funkcję w pełni dopracowaną.

LG G7 ThinQ został wyposażony w głośnik, który wykorzystuje wewnętrzną przestrzeń smartfonu jako pudło rezonansowe. Pozwala wygenerować to dwa razy więcej basów niż zwykłe smartfony i uzyskać soczyste brzmienie bez głośników zewnętrznych. Tej funkcji nie udało mi się jednak sprawdzić, ale warto o niej pamiętać, mając w ewentualnych planach zakup tego modelu. Czekamy więc do czerwca.

Related Post

Leave a comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *