iPhone X po kilku miesiącach – co jest w nim świetne, a co kompletnie do bani?

736 0
iPhone X to nie jest telefon warty swojej ceny. To jest fakt. Mimo to, żaden zakup „gadżetu” w ostatnim czasie nie daje mi tyle frajdy i przyjemności z używania go co ten telefon. Nie znaczy to jednak, że „dziesiątka” nie ma wad.

To mój główny telefon. Używam go intensywnie każdego dnia, przede wszystkim do rozmów, maili, komunikacji w mediach społecznościowych i oczywiście jako aparat oraz kamera. Wydaje mi się, że jeżeli nie jesteście zapalonymi graczami, to też właśnie w ten sposób używacie swoich smartfonów. iPhone X to telefon niemal doskonały. Nie pamiętam już, z którego modelu telefonu Apple byłem autentycznie zadowolony nie z powodu, że w ogóle go mam, tylko właśnie dlatego, że mam właśnie ten konkretny model.

Za duży ekran?

Kupując go, byłem pełen obaw. Jednak w czasie codziennego użytkowania okazało się, że zupełnie niepotrzebnie. Nim do mnie dotarł i miałem okazję wziąć go do ręki, obawiałem się rozmiaru. Ekran o przekątnej 5.8 cala działał na moją wyobraźnię tak bardzo, że zupełnie nie połączyłem faktu, że większy ekran zastosowano tu kosztem niewykorzystanej powierzchni przy głośniku i klawiszu Home, którego tutaj nie ma. Z tego powodu telefon jest niewiele wyższy niż iPhone 7 i jeżeli wielkość tego modelu Wam nie przeszkadzała, to nieco dłuższy X zupełnie nie zrobi Wam różnicy. Dla mnie każdy iPhone Plus to wielka patelnia, której rozmiar jest kompletnie nieakceptowalny. Wielkość X-a to taki maks. Większego nie chcę.

Home, sweet home…

Jeżeli już wspomniałem o klawiszu Home, to pociągnę tę myśl. Czy rzeczywiście jest tak, że po 10 latach jego używania w kolejnych generacjach iPhone’a można o nim ot tak po prostu zapomnieć i zacząć korzystać z telefonu inaczej? No nie do końca. Owszem sposób obsługi iPhone’a za sprawą gestów jest bardzo intuicyjny i wystarczy jakieś 30 minut, by przestawić się i bezmyślnie używać gestu, zamiast poszukiwać mechanicznego przycisku. Jednak choć minęło kilka miesięcy, odkąd przesiadłem się na „dychę”, to wciąż raz na jakiś czas próbuje podświadomie wcisnąć miejsce, gdzie powinien znajdować się Home.

Ostatnio, gdy telefon stał na stacji dokującej Twelve South, z której korzystałem wcześniej na 7 i chciałem podświetlić ekran telefonu. Wcześniej, gdy leżał na stole i też chciałem tylko sprawdzić godzinę. Takie głupie sytuacje, które wykonujemy, podświadomie obnażają lata przyzwyczajeń.

Twarda sztuka

Bałem się także jego delikatności. Patrząc na te piękne połyskujące tafle szkła z tyłu i przodu, podkreślone równie piękną stalową cienką ramką malowaną w połysku, bardzo łatwo wyobrażałem go sobie całego porysowanego, pobitego i z wgniotkami. Gdzie tam. Ostatnio telefon zsunął mi się sam w firmowej kuchni z mikrofali, z wysokości około 1.5 metra na kafle. Wcześniej ze stołu także na kafle. Wtedy wysokość była troszkę mniejsza. Okazuje się jednak, że iPhone X to naprawdę twarda sztuka, a takie upadki na płasko, o ile nie dojdzie do zdeformowania ramy, która mogłaby zmiażdżyć osadzone w niej szkła, nie są mu straszne. Jeżeli do tego dodamy dobrej jakości szkła ochronne na przód i tył oraz jakiś niezły case, możemy być spokojni o jego wytrzymałość. To naprawdę solidnie wykonany telefon.

Choroby wieku dziecięcego

Moje obawy względem tego modelu dotyczyły także chorób wieku dziecięcego, jakie dopadają chyba każdy nowy produkt, który pojawia się w sprzedaży. iPhone X to kompletnie nowa konstrukcja telefonu. Gdyby nie system iOS, trudno by było w ogóle odnaleźć w nim jakieś punkty styczne z poprzednimi modelami. Przy tym, od czasu, kiedy Jobs odszedł z tego świata, Apple nieraz pokazało, że nie potrafi dopiąć wszystkiego na ostatni guzik w terminie, jeżeli rzecz dotyczy czegoś zupełnie dla nich nowego. Obawiałem się, jak będzie się spisywał system rozpoznawania twarzy Face ID, jak będzie sprawował się ekran OLED i czy rzeczywiście wydanie niemal 6 tysięcy złotych nie będzie jedynie jak karnet do wątpliwie elitarnego klubu betatesterów firmy z Cupertino, dzięki któremu będzie można popracować nad własną cierpliwością do wszelkich wad i niedoróbek.

Wydanych pieniędzy nie żałuję, choć iPhone X to urządzenie, które wymaga jeszcze kilku poprawek i aktualizacji. Mam duże oczekiwania wobec iOS 12, który zapewne już w czerwcu na WWDC pokaże kierunek, w jakim produkty Apple będą podążały. Dużo się mówi o tym, że inżynierowie skupiają swoją uwagę właśnie na użyteczności i stabilności, a nie nowych funkcjach, co nas wszystkich powinno cieszyć.

Do poprawy!

Jednak póki nie pojawi się nowy iOS, użytkownik iPhone’a X musi się zmagać z takimi kwiatkami, jak chociażby centrum sterowania – funkcja jakże przydatna, a w tym wypadku jak bardzo nieintuicyjnie, albo może raczej nie użytecznie zaplanowana. By je uruchomić, musimy pociągnąć palcem z prawego górnego rogu do dołu. Nie ma szans jedną ręką. Prędzej telefon Wam wypadnie, niż uruchomicie funkcję, która powinna być tak podręczną i dostępna, jak żadna inna. Tak, można zrobić to dwoma rękami. Ale skoro można to zrobić tylko dwoma rękami, to chyba ktoś powinien za to beknąć. Jobs by tego kogoś zrugał jak to miał w swoim zwyczaju.

Nie rozumiem także, po co ktoś dał funkcję uruchamiania aparatu na głównym zablokowanym ekranie w postaci ikony 3D Touch i zdublował ja gestem sunięcia palcem od prawej krawędzi. Gdyby jeszcze można było tymi ikonami zarządzać i zmienić niepotrzebnie zdublowaną funkcję na coś, co by się nam bardziej przydało.

Face ID? Są problemy

Face ID działa sprawnie. Jednak nieidealnie. Wciąż są sytuacje, w których muszę wpisywać kod, mimo że przed chwilą telefon mnie wykrywał bez problemu. Wciąż losowo mnie nie wykrywa. Zapomnijcie o odblokowaniu telefonu twarzą, który znajduje się w uchwycie samochodowym w pozycji horyzontalnej. FaceID działa tylko pionowo. Brakuje możliwości dodania kilku skanów twarzy – chcąc dać dostęp komuś z rodziny lub po prostu by usprawnić działanie dodając skany w różnych warunkach oświetleniowych czy z różnych odległości. Skan można dodać tylko jeden.

Indukcyjnie

Bezprzewodowe ładowanie to funkcja, która jakoś nigdy nie była w kręgu moich zainteresowań, jednak wraz z zakupem dziesiątki i otrzymaniu do testów ładowarki indukcyjnej po dziś dzień nie ładuje telefonu inaczej. Jest to wygodne – wracam do domu i odkładam telefon. Może brzmi to trochę głupio, ale odłożenie telefonu kontra podłączanie do niego kabla to niebo, a ziemia. Jestem dość leniwy i z tego powodu nieraz zapominałem podpiąć telefonu przewodem, by się naładował. Tutaj takiego problemu nie ma. Jest natomiast problem z czasem ładowania. Apple wraz z jedną z ostatnich aktualizacji co prawda „odblokowało” nam troszkę szybsze ładowanie indukcyjne z mocą 7,5 W (wcześniej było to do 5W). Jednak daleko technologii zastosowanej przez Apple do tej oferowanej przez Qualcomm, czyli Quick Charge. Ta pozwala na ładowanie o mocy nawet 18 W. Natomiast Super Charge z Huawei Mate 9 wspiera ładowanie z mocą 22,5 W, a chiński OnePlus 3/3T 20 W. Moc oczywiście przekłada się na czas ładowania. W przypadku iPhone’a X czas ten wynosi około 3,5-4 godzin.

Gadające kupy

Kompletnym niewypałem są w mojej ocenie Animoj, choć może nie jestem targetem tych wodotrysków. Wysłałem co prawda kilka gadających „kup” do znajomych, jednak dziś już nie pamiętam, kiedy to wysłałem ostatnią. Ot taki sobie gadżet.

 

Ekran na szóstkę

Ekran to prawdziwy majstersztyk. Świeci niesamowicie. Poprzednio stosowane ekrany LCD mogą pozazdrościć głębi czerni, jaką pozwala uzyskać ekran OLED-owy. Niestety jego percepcja nie jest tak doskonała, jak bym tego oczekiwał. Spada również wraz ze spadkiem temperatury. Nie chodzi mi tu o to, że telefonu nie da się używać na zimnie, bo to byłaby nieprawda. Jednak szybkie napisanie dłuższego SMS-a nie jest możliwe. Ponieważ telefon gubi wciskane literki, szczególnie te znajdujące się najbliżej krawędzi. Czasem mam wrażenie, jakby Apple zapomniało w ogóle dodać litery „P” do mojej klawiatury, bo czego bym nie pisał, to właśnie jej najczęściej w wyrazach brakuje.

Notch jako ozdobnik

Wzbudzający największe emocje „notch”, czyli wcięcie to coś, co traktuje obecnie jako ozdobnik. Zupełnie mi on dziś nie przeszkadza, choć pierwsze momenty na przykład podczas oglądania zdjęć czy filmów na pełnej przestrzeni ekranu może być trochę drażniące. Dziś mogę powiedzieć, że nawet lubię ten element, choć nie mogę zrozumieć, dlaczego musi on być aż tak duży.

 

Deweloperzy się nie spieszą

Apple ma również problem z dyscypliną wśród deweloperów. Wciąż bardzo znane aplikacje i powszechnie użytkowane nie mają interfejsu dostosowanego do ekranu iPhone’a X, co przekłada się na czarne pasy na górze i dole wyświetlacza. Wciąż takie aplikacje jak Facebook czy Messenger nie działają prawidłowo na ekranie, a konkretnie przyciski znajdujące się na „uszach” wyświetlacza nie odpowiadają na przykład, gdy powiększamy odebrane zdjęcie czy działamy w aplikacji Strony Facebooka podczas konwersacji z fanami, czy klientami naszych fanpejdżów. Pomaga wyłącznie zabicie aplikacji i uruchomienie ponownie.

Czy zabijać aplikacje?

O właśnie! Zabijanie aplikacji. Oczywiście zamykanie wszystkich appek, które uruchamiamy w systemie iOS, ma odwrotny skutek od zamierzonego, bo wcale nie zwiększa to zasobów systemowych i nie wpływ na długość pracy na baterii. Przeciwnie. Uruchomienie „zabitej” aplikacji wytężą procesor bardziej, co też przekłada się na sumarycznie większe zużycie baterii. Jednak jeżeli mamy to w nosie i chcemy sobie pozabijać aplikacje, to: musimy od dolnej krawędzi przeciągnąć palcem i chwile zatrzymać się w centrum lub przy jakiejś krawędzi. Pojawią się otwarte karty. Następnie musimy przytrzymać dłużej palcem na karcie tak, jakbyśmy chcieli uruchomić tryb kasowania aplikacji. Na kartach pojawia się „minusy” w czerwonych kropkach. Dopiero teraz możemy gestem sunięcia do góry powywalać niepotrzebne karty. Myślicie „ile to roboty”? Teraz i tak jest mało. Wcześniej Apple kazało nam dotykać jeszcze tych czerwonych kropek, choć zrezygnowało z tego poronionego pomysłu wraz z jedną z aktualizacji.

Super foty!

Aparat fotograficzny to coś, za co uwielbiam ten telefon. Nie bez przyczyny został on okrzyknięty ex aequo z Huawei Mate 10 Pro najlepszym aparatem mobilnym i tuż po Google Pixel 2. Telefon ten robi zdjęcia fenomenalnej jakości jak na telefon. Po tym, jak zamiast lustrzanki zdjęcia z wakacji robiłem iPhone’em 7, byłem bardzo zawiedziony jakością aparatu w tym modelu. Do tego stopnia, że na ostatni urlop przez 7,5 tysiąca kilometrów ciągnąłem na wyjazd mojego ciężkiego Nikona D90. I co? I niepotrzebnie. iPhone X robi bardzo dobre zdjęcia, a tryb portretowy pozwala uzyskać fotografie o zbliżonej jakości, jaką w trybie auto mogę uzyskać z tradycyjnego aparatu.

Niemniej jednak iPhone X to telefon, który kosztuje niewiele poniżej 5 tysięcy złotych w podstawowym wariancie, co też jest kwotą niebywale wysoką dla polskiego klienta, a dla wielu osób zupełnie nieakceptowalną. W końcu iPhone to wciąż telefon, a 5 kawałków za telefon to tak dużo pieniędzy, że jaki by on nie był, to nie jest on jej wart. Niemniej jednak tak jak napisałem na wstępie. Nie żałuję zakupu. Telefon jest świetny. Używa mi się go bardzo dobrze i jeżeli tylko doczekam się tych kilku małych usprawnień, będzie to dla mnie również przełomowy produkt, jakim był iPhone 2G w 2007 roku.

Michał Gruszka

Artykuł powstał przy współpracy z serwisem

Related Post

Leave a comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *