Znowu można przytoczyć słowa Maksa, granego przez Jerzego Stuhra w Seksmisji – permanentna inwigilacja. Ledwie dobiegła końca wywołana przez Donalda Trumpa „szpiegowska afera” związana z Huawei, a już pojawiła się kolejna. I tu prezydent USA może mieć większą zagwozdkę. Bo chodzi o amerykańską firmę, konkretnie Google.
Google przyznało, że zatrudnia ekspertów językowych, którym udostępnia nagrania pochodzące z urządzeń swoich użytkowników. Oficjalnie chodzi o doskonalenie umiejętności rozpoznawanie języków i akcentów przez sztuczną inteligencję – informuje Wprost.pl.
Firma miała nagrywać prywatne rozmowy użytkowników inteligentnego głośnika Google Home. Celem miało być zbieranie materiału, który może następnie przekazywać swoim ekspertom od języków lokalnych i różnych akcentów.
Samo Google bagatelizuje sprawę. Amerykański gigant przyznał, że tak robił, ale miało to wpłynąć na ulepszenie funkcjonalności oprogramowania Asystent Google, które jest wykorzystywane w Google Home i urządzeniach z Androidem. Ponadto do ekspertów językowych miało trafić jedynie 0,2% nagrań, a i to za zgodą posiadaczy urządzenia.
Pozostaje jeszcze jedna wątpliwość. Kiedy Donald Trump rozpoczął wojnę handlową z Chinami pierwszą jej ofiarią było Huawei. Z kolei jedną z pierwszych firm technologicznych, które zawiesiły współpracę z Huawei było … Tak, Google. Czyżby Chińczycy się zemścili?